czwartek, 25 sierpnia 2011

Kocie sprawcy

Od kilku lat moim hobby jest odtwórstwo historyczne, a konkretniej wikingowie czyli IX- XI. Zawsze większą frajdę sprawiały mi klocki Lego średniowieczne,  niż lalki barbie (obgryzałam im nogi), na podwórku latałam z chłopakami i bawiłam się w wojnę, nie bawiłam się w dom. 
W liceum matura oczywiście z matematyki, a studia historia. Na pierwszym roku zamieniłam historię bierną na czynną i wstąpiłam do Drużyny Jomsborg Vikings Hird. Tam pomalutku zaczęłam wyżywać się manualnie.

A od pół roku mam kota Macka nr 4. dziwne?! Kota, przecież jestem psiarą. Tak dla przekory.
I Maciek, i ja byliśmy swego czasu na zakręcie; postanowiliśmy sobie pomóc. Początki były ciężkie, kot przez ponad tydzień, ze strachu przesiedział pod wanną nie chcąc ani jeść, pić czy wydalać. Wyciągnął go  stamtąd mój przyjaciel M. a przyjaciółka również na M. sprezentowała nam hormony kocie. ( szkoda, ze nie mam takich dla ludzi, w tedy bym chyba wsadziła je do większości kontaktów w domu)
Strach był kiedy zaczęło się robić cieplej, ponieważ  Maciek postanowił wychodzić na dwór. A trzeba zaznaczyć, że 8 lat swojego żywota spędził u Pani, która  nie pozwalała mu wychodzić i kot się odzwyczaił od funfli czy zapachów.

Teraz Maciek śpi sobie raz na dworze raz w domu. Na balkonie stoi miska z wodą, a na bujance jest baranica na której się wyleguje.

Co mogło powstać z takiej mieszanki kocio odtwórczej? Oczywiście prasowanie świeżo skończonego haftu kotem



wtorek, 23 sierpnia 2011

Z pamiętnika młodej cydrowarki ;)

Moim zdaniem zrobienie cydru jest proste.

W Niemczech mówią na niego wino jabłkowe, w Wielkiej Brytanii cidr, w Polsce można usłyszeć o Jabłeczniku. Tak naprawdę nie jest on winem ( mylić może niemiecka nazwa)  Podstawową różnicą jest znacznie wyższa w przypadku wina zawartość alkoholu – około 9-18%, w przypadku cydru od 2 do 7%. Inny jest także surowiec stosowany w produkcji tych trunków. Do wyrobu wina najczęściej używane są słodkie jabłka deserowe, natomiast do wyrobu cydru – tradycyjne odmiany „cydrowych jabłek”, dobrane w odpowiednich proporcjach w zależności od zawartości tanin i kwasu jabłkowego... ale do dzieła!

W przypadku tego cydru użyłam: 5 kg owoców.

Ok. 3,5 do 4 kg jabłek, reszta gruszki.

Kroimy owocki w kawałeczki, część można skroić w malakserze.

Wrzucamy wszystko do wiadra – mam 8 litrowe i dolewamy wody od 2,5 do 3 litrów i przykrywamy szmatką.

Wstawiamy w ciemne miejsce i mieszamy bardzo intensywnie min. dwa razy na dzień.

Po ok. 7 dniach, u mnie zazwyczaj pomiędzy 8 a 9 dniem ( miąższ można wycisnąć przez szmatkę lub na sitku) , cedzę i dodaje ok. 1 kg miody plus dolewam wodę ok. 2 do 4 litrów... tu na oko.

Wstawiamy znowu na 24 godziny do to samo miejsce, po dobie butelkujemy i wstawiamy do lodówki aby wyhamowywać drożdże. Należy pamiętać, aby co jakiś czas odkręcać korek, aby gaz uszedł.

Kolory powinien być gdzieś w okolicach zółtego, może mieć mleczną poświatę.


ps. zapomniałam dodać, że Cydr należy mieszać TYLKO DREWNIANĄ łyżką.

wtorek, 16 sierpnia 2011

Hermelin


Nie znam osoby, która nie lubiła by sera. Jakiegokolwiek sera ;)
A z czym kojarzą mi się Czechy? Z piwem, Szwejkiem, Krecikiem, absyntem, Hrabalem i z serem!
Hermelin to rodzaj sera, łatwo można go dostać w Czechach w Polsce niestety nie. Podobny jest do francuskich Camembert’ów.
Do przygotowania tej przekąski potrzebujemy słoika o dużym otworze, taki aby bez problemu można było włożyć i wyjąć niego ser.

Składniki:
Camembert lub hermelin, ilość zależy od wysokości słoika, do mojego bez trudu mieszczą się dwa.
Oliwa – wersja na bogato, lub ojej słonecznikowy,
Cebula biała,
Czosnek,
Papryczka chilli
pieprz Cayenne lub ostrej papryki, ( w zasadzie to czym się różni pieprz Cayenne od papryki ostrej ? )
kilka kulek czarnego pieprzu,
kilka kulek ziela angielskiego,
parę listków laurowych.

Do słoika wkładam warstwami: ser ( można go pokroić wzdłuż – jeśli tak go kroję pomiędzy wyciskam połówki wyciskam czosnek i posypuję papryka lub pieprzem Cayenne, w kostki etc), plasterki cebuli, liść laurowy, dorzucam ziele angielskie, a dla zaostrzenia dodaję papryczkę chilli, oczywiście papryczkę można pominąć. Zalewam do olejem.

Taki słoik odstawiam do lodówki na 3 – 4 dni. Smak: bardzo wyraźny, ciężki, dymny. W jednej z warszawskich knajp można go dostać do piwa… oczywiście czeskiego piwa.

Dla Zainteresowanych podaję linka do czeskiej strony hermelinowej. http://www.nakladanyhermelin.cz/

Przepis na zielone domowe pesto



Gotowanie od zawsze było dla mnie chwilą relaksu. Kiedyś warząc 22 kg więcej było ono przygotowaniem do Wielkiego Żarcia i obcowania z ludźmi. Mój dom zawsze był pełen gości, a przynajmniej zawsze chciałam aby taki był. Dlatego bardzo często zapraszałam do siebie znajomych i znajomych „królika”, aby wspólnie zjeść. Jeśli macie ochotę mnie odwiedzić – spoko. Poznajmy się, a prędzej czy później u mnie zjecie.
Nawet wciągając samo białko starałam się, aby nikt nigdy ode mnie nie wyszedł głodny czy spragniony.
Ludzie lubili i nadal lubią u mnie przybywać, a znajome śmieją się do dziś, że idealne ze mnie kandydatka na żonę ;) Gotować lubię, zmywać nie – mam zmywarkę. Odkąd jest mnie mniej staram się większą wagę przykładać do tego co jem i jak jem, a prowadzenie bloga o jedzeniu jest dla mnie wyzwaniem oraz walką z olbrzymią hedonistyczna przyjemnością. Podołam.

Mam duże zaległości w postowaniu, więc zaczynam z kopyta

Najpierw Przepis na Domowe Zielone Pesto.

Co to jest Pesto? Pesto to rodzaj kremowego włoskiego sosu, ponoć z Genui, którego głównym składnikiem jest bazylia, od kilku lat bardzo popularna w Polsce i bardzo łatwo dostępna. Słowo bazylia pochodzi od greckiego besileus – król a idąc dalej tym tropem basilikos czyli królewski.
Pesto doskonale nadaje nie tylko się jako dresing do pomidorów z mozarellą ale również do sałatek, makaronu czy na świeże pieczywo. Ten zielony sos doskonale komponuje się rybami - szczególnie z łososiem, z mięsem - kilka jego łyżek banalną pierś kurczaka zmienia w wielkie danie. Zbrodnią na Pesto jest podgrzewanie go, w czasie gotowania bazylia staje się ciemna i gorzka.
Ja, trzon swojego przepisu znalazłam na jednym z blogów, a ponieważ nie cierpię schematów zawsze robie je ciut inaczej, dlatego nie zawsze robie Pesto zielone, a od kiedy nauczyłam się gotować, każdą rzecz, która mi smakuje w restauracji barze etc., próbuję później zrobić sama. I im więcej odtwarzam, tym częściej dochodzę do wniosku, że doprawiam to lepiej - z prostej przyczyny: robię to dla siebie. W przyszłości podam również przepisy na Pesto czerwone z dodatkiem anchois.
Oryginalne Pesto powinno ucierać się w moździerzu. Niestety takowego nie posiadam, mam za to blender – sprawdza się doskonale.
Od kiedy zaczęłam robić własne Pesto - z ręka na sercu, ani razu nie kupiłam nawet słoiczka w sklepie. Raz tak przygotowane Pesto na pewno wejdzie do stałego repertuary Waszej kuchni.

Pesto Malubha 
Oczywiście przypominam o umyciu zieleniny. Aha bazylia, ta kupiona w supermarkecie nie „postoi” długo dlatego ja swoje Pesto robię zawsze po powrocie do domu z zakupów.
·         1 pęczek bazylii. We włoskim przepisie z XIX wieku podają, że zamiast bazylii można użyć świeżego majeranku lub pietruszki.
·         Oliwa z oliwek ¾ szklanki – jest to klucz do sukcesu, prosta zasada jeśli oliwa jest dobra (np. extra virgin) Pesto też będzie.
·         Twardy ser. Najlepiej jest użyć parmezanu albo ostrzejszego pecorino ale jeśli ich nie mamy nada się każdy inny żółty, twardy ser. Dodajemy go ok. pół szklanki.
·         Pięć, sześć orzechów włoskich, można je zastąpić albo pestkami słonecznika albo jak purysta trzymać się oryginalnego przepisu i użyć orzeszków piniowych.
·         Koniecznie trzeba dodać ząbek czosnku.
·         Posolić i popieprzyć do smaku.
Wszystkie składniki wrzucam do blendera i sieka. Mając już pewną praktykę w przygotowywaniu tego sosu, na oko już wiem czy czegoś nie dodać i czy nie trzeba zmienić proporcji. Konsystencja powinno być kremowa, lepka i siłą rzeczy oleista. Aby sos był „bardziej” oliwy można dodać powoli – tak podają mądre książki. Ja nigdy tak nie robiłam wszystko wrzucałam i mieszałam razem.
Przechowywanie:
Domowe Pesto bez problemu wytrzyma w lodówce w słoiczku ok. tygodnia, chociaż prawda jest taka, ze u mnie nie wytrzymuje nawet dwóch dni ;) Pan Makłowicz, mówił że można je zamrażać… ale czy jest sens skoro przygotowanie zabierze nam max. 5 minut.